TEN dzień

No i nastał ten dzień... porządny dzień zwątpienia.
Tak dobrze szło i na prawdę dawno nie było tak żebym poczuła, że nigdy mi się nie uda. Myślałam, że już jestem na takim etapie samozaparcia, że nic mnie nie zatrzyma.
Ale jednak. Muszę przyznać, że pofolgowałam w weekend i to ostro. Tyle fast foodów co zjadłam w ciągu tych 3 dni, nie zjadłam przez ostatnie 4 miesiące łącznie. Do tego ciocia przyjechała i czuję się jak jedna wielka baryła. Dzisiaj z powodu okropnego bólu brzucha stwierdziłam, że dobiję się pierogami, 3 mordoklejkami i 2 raffaello.



Chyba najbardziej cały czas trzymała mnie wizja mnie pięknie wyglądającej świadkowej w jakiejś czaderskiej sukience, ach no i w bikini na plaży bez wstydu wstająca z ręcznika i z gracją idąca popluskać się w morzu... Ale teraz kiedy zostały 3 miesiące do ślubu i lekko ponad miesiąc do czerwca, mam wrażenie, że wszystko na nic i i tak będę musiała maskować brzuch w jakiejś sukience, z której nie do końca będę zadowolona, i i tak skończę leżąc na ręczniku na plaży.
W ciągu tych kilku miesięcy od kiedy ostro się za siebie wzięłam, już nawet miałam etap kiedy stwierdziłam, że robię to dla zdrowia i lepszego samopoczucia, ale jednak ciągle na tapecie jest brzuch.

Wszystko za wolno i nie tak. Nie chcę znowu powiedzieć, że wyszło jak zawsze.

Aaaaa drugiego podejścia na siłownię jeszcze nie było, ale może będzie jak tylko się ogarnę.

Siłownia podejście I

Ok, czas się przyznać, że poległam na tygodniowym wyzwaniu i to na samym początku.
Nie, że mi się nie chciało, o dziwo bez problemu wstawałam, do tego w pierwszy dzień byłam tak przejęta, że nie mogłam w nocy spać i śniło mi się, że zaspałam hahaha!
Jednak problem polegał na tym, że już wcześniej przy ćwiczeniach pobolewały mnie kostki, także w niefortunnym momencie wybrałam takie tygodniowe wyzwanie, bo już po 2 dniach musiałam odpuścić bo za bardzo bolało. Stwierdziłam, że jednak lepiej odpuścić 3 dni, niż przekombinować i nie móc ćwiczyć przez kolejne 2 tygodnie. Jadłam ładnie, wszystko git, jedynie zrobiłam kilka dni przerwy.
Chciałam więc usunąć post, ale stwierdziłam, że jeszcze niedługo znowu spróbuję.

Z nowości jeszcze mogę powiedzieć, że zrobiłam pierwsze podejście na siłownię. Miałam 2 wybory : pójść sama na siłownię w mieście gdzie pracuję, albo z tatą i jego kolegą do takiej małej lokalnej w miasteczku, w którym mieszkam. Wybrałam tę drugą opcję.

Szczerze, spełniła się moja każda jedna obawa. Na wejściu gapiła się każda jedna osoba, było dużo osób, miałam wrażenie, że nie ma gdzie ćwiczyć, jakaś blondyna zmierzyła mnie z góry do dołu. Moja pierwsza reakcja: UCIEKAĆ!!!

Poszliśmy do takiej innej salki gdzie tata i jego kolega mieli sobie potrenować boks. Myślałam, że rozgrzejemy się i idziemy ćwiczyć, ale nie. Powiedzieli, że mogę iść na siłownię bo oni po sobocie jeszcze potrzebują przerwy. Ok, tu spełniła się moja kolejna obawa "co robić? od czego zacząć? jak ćwiczyć?". Skończyło się na "nie pójdę". No i nie poszłam, zawiedziona siedziałam i zgłębiałam tajniki boksu. Dzisiaj kolejne podejście. Taty kolega ma mi pokazać co i jak. Dzisiaj też zdecyduję czy chcę tam chodzić czy dalej czuję się tam niekomfortowo. Wiem, że będzie to dla mnie wielki przełom.

Aaaaa!! z ciekawości wczoraj się zmierzyłam. Spadły kolejne centymetry! Łącznie z brzucha pozbyłam się już 6cm, a z ud 4!!! :)) i uwaga uwaga! ostatnio waga pokazała niewidzianą już 2-3 lata piątkę z przodu! Co prawda było to rano, ale było!

Wychodzi na to, że cierpliwość i wytrwałość popłaca :)

Rzucam wyzwanie brzydkiej pogodzie!

Ehh muszę się przyznać, że ten tydzień nie należał do najbardziej aktywnych, poćwiczyłam tylko 3 razy... szaro, pada i nic się nie chce... dlatego na przekór tego wymyśliłam sobie tygodniowe wyzwanie. W sumie na samą myśl jestem przekonana, że nie dam rady, ale od tego są wyzwania, żeby wystawiać na próbę swoją siłę charakteru i pokonywać swoje słabości!!! Nie wyjdzie - trudno, wyjdzie - mega satysfakcja.

Lekko nie będzie i aż czuję opór pisząc to, ALE:

- CODZIENNIE 2x jakaś aktywność
 brzmi strasznie ale jestem ciekawa jak to wyjdzie. Rano i wieczorem, w końcu będę mogła              wypróbować bieganie i jogę

- standardowo ZERO słodyczy i fast foodów
  Tu muszę przyznać, że zdarzyło mi się zjeść parę razy w tym tygodniu coś drobnego typu 2 kostki czekolady, nie ma tragedii, jednak to zero nie jest tak łatwo utrzymać, ALE za to nie zjadłam pysznej pachnącej pizzy, która leżała tuż przede mną, ani kawałeczka!!! jestem z tego powodu mega duma!!

- 3x w tygodniu jakiś dobry koktajl i codzienne zdrowe śniadania

Dla mnie jest to ultra wyzwanie, szczególnie poranki, ale co mi tam!

Żeby umilić sobie czas i śniadania w przyszłym tygodniu zrobiłam dziś masło orzechowe. Nie wiedziałam, że jest to tak łatwe. Wystarczy obrać orzeszki ziemne, podprażyć je na patelni do zarumienienia a później zblendować. Proste!




"ale kobieto wyszczuplałaś!"

Słowa mojego taty kolegi dały mi takiego kopa do działania jak nic innego!! Ostatni raz widział mnie miesiąc temu co na prawdę dało mi ogromną motywację!!!!!

Z tej też okazji do mojego standardowego wyzwania 5 treningów tygodniowo (co nie zawsze się udaje) dorzucam bieganie. Na początek chociaż raz w tygodniu, bardzo nie lubię tego robić, ale czuję, że warto. Do tego spróbuję to robić rano.... Jak na mnie jest to na prawdę wysoko zawieszona poprzeczka, którą spróbuję przeskoczyć :D

Ach no i tak ogłaszam ZERO SŁODYCZY i FAST FOODÓW przez kolejne 2 tygodnie. Przyznam, że pofolgowałam przez ten weekend, 3 kawałki pizzy... lody z Mc Donalda z polewą karmelową.... ultra słodka kawa z Mc Donalda... zapiekanka makaronowa z serem i sosem śmietanowym...hmmmm dalej nie chcę sobie przypominać :o

Po takim weekendzie wczorajsze ćwiczenia nie należały do przyjemnych, ciężko było oderwać się od podłogi ;) Tak czy siak, walczę dalej i pierwszy raz w życiu nie zamierzam przestać!

Tak wygląda mój motywacyjny kubek, który kupiłam sobie w nagrodę że jestem taka dzielna :D


UWIELBIAM GO!

Już myślę co sobie kupię na kolejną nagrodę <3