Waga w dół!!

Wow! Wow! Wow!!!!
Takie wielkie zdziwienie ogarnęło mnie dziś rano jak weszłam na wagę! Od dłuższego czasu NIC się nie ruszało, cały czas wahało się plus, minus 61kg. A tu nagle 58,8!!!!
Kurcze ale super! Dawno nie widziałam 5 z przodu ;)
Jestem mega bardzo zadowolona!
Wymiary stoją w miejscu, ale waga poszłaaa, juhuuuuuuu!!
Teraz tylko trzeba lecieć dalej i nie spocząć na laurach ;)

Walczymy dalej!

Koniec z załamkami!!!!
Doszłam do wniosku, że może i nie założę wymarzonego bikini i może nie będę wyglądać idealnie w sukienkach, ale za 1,5 miesiąca od dziś będę wyglądać na pewno lepiej niż w tym momencie :)
I tego mam zamiar się trzymać!
Wczoraj dałam sobie niezły wycisk z "Bikini" Chodakowskiej, a dzisiaj tabaty plus trochę brzucha i rąk. Aaaa no i jestem coraz bliższa zapisania się na siłownię hahaha!
Jest dobrze, nie ma co za dużo rozmyślać.

Pączek w maśle

Właśnie zdałam sobie sprawę jak dużo czasu minęło odkąd ostatni raz coś tu napisałam.
Ale wszystko przez to, że po tej tygodniowej załamce kolejny tydzień był już ok, ładnie jadłam, zrobiłam 4 treningi, ale znowu następny (czyli zeszły) bez ćwiczeń! ZERO.
Najgorsze jest to, że później człowiek robi sobie sam na złość, co jest idiotyczne. Nie wiem czy jasne jest to o czym mówię.
Jest to coś na zasadzie, nie będę ćwiczyć przez tydzień i taplać się we własnej porażce, a dodatkowo dobiję się pizzą i hamburgerem z Maka!
Po co? Żeby zrujnować to na co się pracowało przez ostatnie miesiące? Z resztą nigdy nie zrozumiem robienia sobie na złość, ale to robię ;)

W sumie wszystko przez to, że zaczęłam szukać sukienki na wesele, koniec końców nie znalazłam idealnej. Przysięgam w każdej wyglądałam źle, albo w ogóle się nie mieściłam, albo wyglądałam jak pączek w maśle. Takie kupowanie sukienki działa na zasadzie mniejszego zła, wezmę tę bo nie ma tragedii. Trochę mnie to podłamało, bo ile czasu minęło odkąd wzięłam się za siebie, a ile zostało do wesela? Dokładnie 65 dni.
65 dni dzieli mnie od dnia kiedy będę świadkową i będę martwić się czy nie wyszła mi gdzieś jakaś fałdka, czy odpowiednio stoję na zdjęciu żeby wyglądać korzystniej i czy mogę już wypuścić brzuch po pysznym obiedzie. Tak, uwielbiam te wszystkie kluski, rolady i inne tłuściutkie kąski.

Może być to frustrujące? Jasne, że może skoro wiem ile wylałam potu na panele, a nawet nie jestem w połowie drogi. Cóż, raczej o bikini mogę zapomnieć, ale po tej przerwie doszłam do wniosku, że mimo wszystko szkoda mi zmarnować tych centymetrów, które już straciłam. Dodatkowe fałdki znikąd się nie wzięły i tak samo przez noc nie znikną. Może nie będę wyglądać idealnie za te 65 dni, ale na pewno będę wyglądać lepiej niż dzisiaj.

Zapomniałam ile wyżalanie tutaj mi daje ;)

No nic, układam dalszy plan działania i ruszam dupsko!